Dlaczego używane auta się psują?

Dlaczego używane auta się psują? Wielu z was zastanawiało się pewnie nad tym pytaniem.

A jeśli nie nad samym pytaniem to pewnie nie raz używaliście mocnych słów w stronę swojego używanego auta, które podczas zakupu, zachwalane przez sprzedawcę, wydawało się być igłą.
Czar pryska zazwyczaj parę dni po zakupie, kiedy to mamy możliwość przyjrzeć się autu dokładniej i mówiąc w skrócie „zapoznać” z nim. Wtedy to wychodzą na jaw defekty naszej świeżo zakupionej „igły”. A kolejne, te zamaskowane przez sprzedawców, wyjdą pewnie po jakimś czasie.
Nie oszukujmy się, kupić używane auto bez skazy jest obecnie bardzo ciężko. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, ale z przykrością trzeba jednak stwierdzić, że głównym z nich jesteśmy my, ich użytkownicy.
Dlaczego tak twierdzę? Ano między innymi dlatego, że przeciętny „Kowalski” sprzedaje swoje auto przeważnie wtedy kiedy coś zaczyna się z nim dziać. Rzadko kiedy, informuje się o tym jednak potencjalnego kupującego, a wręcz przeciwnie, robi się wszystko by jak najtańszym kosztem zamaskować skazę… przynajmniej częściowo, jeżeli skaza jest na tyle duża, że zamaskowanie jej w całości nie jest możliwe, lub jest zbyt kosztowne.
A co z handlarzami? Myślę, że w tej kwestii nie trzeba zbyt wiele tłumaczyć. Wystarczy wziąć pod uwagę fakt, że handlarze sprzedają auta w celach zarobkowych.

No ale konkretnie, dlaczego używane auta się psują?

Przede wszystkim ze względów finansowych.
„Zastaw się, a postaw się”. Znacie to?
Stać mnie na niedużego kompakta, w sumie więcej nie potrzebuje, ale sąsiad kupił ostatnio suva, więc kupię i ja, niech widzi, że nie jestem gorszy…
W wielu przypadkach tak wygląda niestety smutna prawda.
A gdy mamy już tego suva, wszystkie nasze oszczędności zostały wyczerpane, szczęście gdy nie toniemy w kredytach, czas na pierwszą przejażdżkę.
Nasze drogi są jakie są, tak więc prędzej czy później wpadamy w pierwszą dziurę na drodze, drugą, piątą, kolejną. Po pewnym czasie stwierdzamy, że komfort jazdy zakłóca nam jakiś hałas z zawieszenia. Oczywiście również po pewnym czasie się do tego przyzwyczajamy i zapominamy o usterce aż do nieszczęsnego dnia przeglądu okresowego.
I wtedy się zaczyna…
Mechanik nie chce podbić przeglądu bo w zawieszeniu są jakieś luzy. Jedziemy więc do warsztatu, żeby to naprawić. Tam pada zasadnicze pytanie:

„droższy oryginał czy tańszy zamiennik?”

Chyba nie muszę pisać jaka odpowiedź pada w większości przypadków? Koniec, końców usterkę udaje się wyeliminować, auto przechodzi przegląd i możemy dalej delektować się jazdą… do czasu gdy nie zaczną piszczeć hamulce. Wtedy przychodzi pora na kolejny serwis. Trzeba wymienić klocki, a więc kupujemy te najtańsze bo przecież klocek to klocek, co nie? Tarcze w sumie też mają już wysoki rant ale mechanik mówi, że jak nie chcemy ich wymieniać, to może je przeszlifować i jeszcze do kolejnej wymiany pojeżdżą. Grzech nie skorzystać z takiej oferty…
Po jakimś czasie przychodzi również pora na wymianę oleju, filtrów, opon. I tak nasze auto z oryginału zaczyna przeistaczać się w zlepek zamienników, wątpliwej jakości.
Oczywiście jeśli mamy nowszego diesela, przez cały ten czas użytkowania w myślach zastanawiamy się, jak długo jeszcze pociągnie dpf czy egr. Bo przecież jak padnie, to trzeba bedzie poszukać warsztatu który go wytnie i zaślepi komputer tak, żeby nie było błędu… A co jeśli padnie turbina? Gdzie będzie można ją zregenerować i ile to będzie kosztować?
No właśnie, chyba najwyższa pora sprzedać auto. W takich chwilach myśli w ten sposób pewnie nie jedna osoba.
Przed sprzedażą trzeba tylko trochę je podpicować.. ale tak, żeby do niego za dużo nie dokładać. Niech martwi się kto inny.
Niestety takie zachowania są wśród nas obecnie bardzo powszechne. Duża część zmotoryzowanych zakup auta rozważa zupełnie nie biorąc pod uwagę kosztów związanych z jego utrzymaniem.
Albo może rozważa, ale tylko częściowo. Spalanie, koszty ubezpieczenia, paliwa… To większość bierze pod uwagę. Ale serwis? Nie za bardzo..
I tak budżet na auto staje się większy, można więc pozwolić sobie na coś „lepszego”, a potem nie ma niestety funduszy na eksploatację.
Celowo także napisałem „lepszego”, bowiem poszukiwania konkretnego modelu często zaczynają się od posortowania ogłoszeń z portalu motoryzacyjnego po cenie.
A cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Nie zawsze też droższe oznacza lepsze dlatego przy zakupie auta zalecam zachować przede wszystkim zdrowy rozsądek. Najlepiej więc w swoim budżecie na auto uwzględnić poza kosztami serwisu również i parę dodatkowych groszy na weryfikację auta prze zakupem przez specjalistów. Koszt takiej weryfikacji na pewno zwróci się w czasie, a poza tym mniej czasu spędzicie w serwisie a więcej na jezdni 🙂
Aha, i najważniejsze. Nie kupujcie auta „bo sąsiedzi…”. Kupujcie takie, które będą przydatne oraz będą wam sprawiać radość z jazdy! 🙂 A przede wszystkim takie, których utrzymanie nie będzie przerastać Waszego budżetu.
Mam nadzieję, że tymi opowieściami dałem Wam trochę do myślenia i rozjaśniłem dlaczego używane auta się psują…
Podziel się tym postem!
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Email this to someone
email
Print this page
Print

Dodaj komentarz