Za oknami na zmianę, raz śnieg, raz deszcz. Pogoda nie rozpieszcza, dlatego też dzisiejszy post chciałbym poświęcić tematowi, który przy aktualnie panujących warunkach pogodowych może być dość kontrowersyjny. Mianowicie, chodzi mi o światła do jazdy dziennej – dobrodziejstwo motoryzacyjne, stające się coraz bardziej powszechne w starszych autach. W nowych autach bowiem można powiedzieć, że to już standard.
No właśnie, tylko czy na pewno jest to dobrodziejstwo? I czy montowanie tego do wszystkiego i wszędzie jest dobrym rozwiązaniem?
Ok, zacznijmy od aut starszych, w których to światła do jazdy dziennej montowane są przez ich właścicieli. Czym kierują się takie osoby przy montażu? Najczęściej oszczędnością. Przeważnie montuje się światła ledowe, które w teorii zużywają o wiele mniej prądu niż standardowe żarówki samochodowe. Alternator chodzi pod mniejszym obciążeniem, a więc auto zużywa mniej paliwa. Ponadto, oszczędzamy żarówki, rzadziej więc dochodzi do ich wymiany.
W teorii wszystko brzmi fajnie, zwłaszcza, że światła do jazdy dziennej w technologii led są praktycznie bezobsługowe, ale czy oszczędność paliwa na poziomie 0.2L/100KM i żarówek, które przy normalnej jeździe wymienia się raz na… 3 lata(?) jest tak bardzo duża, że warto wydawać pieniądze na zestaw świateł do jazdy dziennej i jego montaż? Mam tu na myśli oczywiście homologowany zestaw dobrej jakości, a nie tanie, słabej jakości światła bez homologacji.
Na pewno jest to kwestia indywidualna, ale moim zdaniem jest to gra nie warta świeczki. Zwłaszcza, że kierując się oszczędnością, zazwyczaj cena będzie wyznacznikiem wyboru odpowiedniego naszym zdaniem zestawu świateł do jazdy dziennej.
Innym powodem montażu takiego rozwiązania w starszych samochodach jest ich tak zwana „fajność”. No cóź.. nie każdego stać na nowe gadżeciarskie auto, nie każdy również chce taki samochód. Istnieje jednak grupa ludzi, pozwolę sobie ich nazwać „tjunerami”, którzy lubią odmładzać swoje „fury”, niekoniecznie w dobry sposób.
Taki osobnik, kupuje sobie najczęściej właśnie te najtańsze lampy. Szczęście gdy posiadają one homologacje i gdy kończy się tylko na jednym ich komplecie. Wielokrotnie bowiem spotkałem się na ulicy z dosłownie rzędami świateł dziennych rozlokowanych na całym froncie auta.
Potem dochodzi do montażu, przeważnie też na własną rękę, i niekoniecznie w dobrym do tego miejscu. Widać to na naszych drogach gdy trzeba mrużyć oczy by nie zostać oślepionym przez takie „porobione fury” jadące z przeciwka.
Ale lans jest!
Oczywiście, każdy ma prawo mieć własne upodobania i ja tego nie neguję. Jeśli jednak nosisz się z zamiarem zakupu i montażu takiego zestawu do swojego auta, to podczas tych czynności zwróć uwagę na to by nie zaszkodzić tym innym kierowcom.
Trochę inaczej sprawa świateł do jazdy dziennej wygląda w nowych autach. Tam kierowcy zasadniczo nie mają wyboru i są zmuszeni do korzystania z tego rodzaju świateł bowiem w większości nowych aut światła do jazdy dziennej stanowią ich standardowe wyposażenie. Jedyna możliwość, choć nie wszędzie, to wybór pomiędzy rozwiązaniem ledowym a halogenowymi żarówkami, które po prostu mają mniejszą moc niż światła mijania.
Dodatkowo, większość fabrycznych świateł do jazdy dziennej montowanych jest tak, by uruchamiały się tuż po włączeniu zapłonu. Z jednej strony fajna sprawa, ale z drugiej…
co jeśli chciałbym uruchomić auto z wyłączonymi światłami?
Pozostaje wymontować żarówki lub wyciągnąć bezpiecznik. Słabe…
Ponadto, w droższych autach, niekiedy jako opcja za dopłatą, a niekiedy jako standard oferowane jest ustrojstwo zwane czujnikiem zmierzchu. Czujnik taki bada natężenie światła w otoczeniu i gdy stwierdzi, że jest go za mało przełącza światła do jazdy dziennej na światła mijania. Z jednej strony świetnie rozwiązanie, ale z drugiej bardzo rozleniwiające i sprawiające, że kierowca traci kontrolę nad tym jak oświetlone jest jego auto, a wiadomo nie od dziś, że automaty nie zawsze działają tak jak byśmy chcieli.
I tutaj właśnie chciałbym się odnieść do wspomnianych na początku warunków pogodowych. Jeszcze kilka dni temu wszędzie było pełno śniegu, teraz jest mokro, często pada deszcz, szybko się ściemnia, dzień jest dosyć krótki, często występują mgły i zachmurzenia. Generalnie aura jest nienajlepsza i dosyć kapryśna. Właśnie w taką pogodę, czujniki zmierzchu mają nie lada wyzwanie by poprawnie sterować oświetleniem w aucie i niestety czasem po prostu nie dają sobie z tym wszystkim rady co widać często poruszając się po mieście.
Bez czujników wcale nie jest lepiej. Często w popołudniowych godzinach, gdy zaczyna robić się szarówka masa aut wciąż jeździ na światłach do jazdy dziennej.
Ok, w doświetlaniu drogi może i takie światła się wtedy jeszcze sprawdzają, ale pamiętajcie, że jadąc na światłach do jazdy dziennej oświetlacie tylko i wyłącznie przód swojego auta. Tył pozostaje nieoświetlony , a co za tym idzie, po prostu Was nie widać na drodze.
Wracając więc do pytania: czy światła do jazdy dziennej są dobrodziejstwem?
Moim zdaniem tak, ale jak każde dobrodziejstwo również i one powinny być używane z rozwagą i świadomie.
Dlatego też mój mały apel. Zimą, gdy pogoda nie rozpieszcza, dla waszego i innych bezpieczeństwa włączcie światła mijania zamiast jeździć na światłach do jazdy dziennej. Wtedy będziecie w pełni oświetleni i widoczni dla innych kierowców.
O światłach do jazdy dziennej byłoby na tyle 🙂
Tymczasem pozdrawiam Was i do zobaczenia na jezdni!