No właśnie, czy warto kupić auto z USA? Pewnie wielu z Was zastanawiało się nad tym poszukując auta dla siebie. Ceny aut sprowadzonych z za oceanu są bowiem często sporo niższe od tych pochodzących z Europy. Gdzie jednak tkwi haczyk? I czy w ogóle jakiś jest? Tą kwestię poruszę w dzisiejszym wpisie.
Jak już wspomniałem ceny aut z USA są często niższe od europejskich odpowiedników. Czasem kwoty te potrafią wynosić nawet 50% wartości takiego samego auta pochodzącego z rynku Europejskiego. Ofert na takie auta także nie brakuje. Na internetowych portalach ogłoszeniowych jest ich coraz więcej. Dlatego też coraz częściej takie oferty stają się przedmiotem rozważań potencjalnych klientów. W wielu przypadkach oprócz ceny, zachęcają Nas także niskie przebiegi tychże aut oraz relatywnie „świeże” roczniki. Wszystko fajnie, ale po paru chwilach myślenia nad „okazją” zapala Nam się „czerwona lampa”, bo przecież gdzieś musi się kryć haczyk.
I najczęściej się kryje… Większość aut sprowadzonych z za Oceanu to auta po szkodach, pochodzące z licytacji ubezpieczalni. Naprawdę niewielki odsetek, to auta bez tak zwanej przeszłości. Zazwyczaj pojazdami bez skazy są auta unikatowe, które nie są sprzedawane w Europie lub ich sprzedaż jest bardzo mocno ograniczona. W pozostałych przypadkach możemy być prawie pewni, że z autem coś się działo w przeszłości.
Tylko co?
Ano najczęściej takie auto miało mniejszą lub większą stłuczkę. Gorzej jeśli jest „topielcem” czyli zostało zalane w wyniku powodzi czy podtopienia. Takie auta też się zdarzają, zwłaszcza, że w stanach katastrof pogodowych nie brakuje. Najmniej jest aut z uszkodzeniami mechanicznymi.
Ok, jeżeli jednak to, że auto miało w przeszłości jakąś przygodę Ci nie przeszkadza i nadal rozważasz taki zakup, warto zawęzić swoje kryteria poszukiwań do aut pokolizyjnych. Zakup auta po zalaniu odradzam, bowiem nawet jeśli zostało doprowadzone do porządku, to wciąż jest autem po zalaniu, a więc jest po pierwsze o wiele bardziej podatne na korozję, a po drugie elektronika w takim aucie po zawilgoceniu nie raz może Ci w przyszłości płatać figle. Nawet jeśli ją wymieniono, bardzo prawdopodobne, że zrobione zostało to niechlujnie i „na sztukę”.
No dobra, tylko jak sprawdzić co dolegało autu zanim dotarło do Polski?
Pod tym względem jest akurat całkiem nieźle. Większość aukcji dotyczących aut w USA jest archiwizowanych. Da się więc dotrzeć po numerze VIN do aukcyjnych zdjęć i opisu auta. Ponadto wykształciło się wiele for i portali pomagających za drobną opłatą lub też i bezpłatnie zweryfikować historię auta. Ostatnio wykształcił się także całkiem pozytywny trend wśród handlarzy i sami oferują oni swoim klientom udostępnienie zdjęć auta oraz opisu z aukcji na której je kupili. To się chwali! Jednak nie każdy jest taki uczciwy… Dlatego o weryfikację mimo wszystko lepiej zadbać na własną rękę.
Wiemy już co dolegało autu. Jakie oferty brać pod uwagę?
Gdy już „rozszyfrujemy” co kryje się za vinem auta, które nas zainteresowało warto trochę pokalkulować i przeanalizować wszelkie za i przeciw.
W tym celu jako pierwsze do zastanowienia obrałbym to czy rozważane auto czymś się wyróżnia. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli jest w wersji porównywalnej do tych dostępnych w Europie, w dodatku powypadkowe, to nawet niższa cena będzie słabą kartą przetargową przy dalszej odsprzedaży. No chyba, że planujecie jeździć tym autem aż do złomowania. 🙂 Jeśli jednak nie, lepiej wybrać coś bardziej unikatowego stylistycznie, a jeśli nie stylistycznie to przynajmniej z silnikiem o większej mocy i dobrym wyposażeniem. Myślę, że nie będzie trudno, bowiem większość aut przeznaczonych na rynek amerykański legitymuje się większymi silnikami od ich europejskich odpowiedników. Z wyposażeniem bywa różnie, ale sporo aut jest dość dobrze wyposażonych. Na pewno takie auto w przyszłości gdy będziemy chcieli je wymienić będzie bardziej atrakcyjne w dalszej odsprzedaży, a i w kwestii ceny bardziej na tym skorzystamy.
Kolejnym punktem analizy powinno być ocenienie tego co dokładnie dolegało autu. Gdy już zweryfikujemy, że samochód nie pływał i ustalimy historię napraw warto zweryfikować w jaki sposób zostały one dokonane i w jakim stopniu mogły mieć wpływ na jego fabryczną konstrukcję.
Jak do tego podejść?
Z mojej perspektywy najlepiej zainteresować się autem po małej kolizji, w wyniku której uszkodzeniu uległy elementy możliwie łatwe w demontażu, a rama auta nie ucierpiała. Mam tu na myśli przednie błotniki, drzwi, maskę, szyby, zderzaki, lampy itp. czyli wszystko co w łatwy i mało inwazyjny sposób można wymienić.
Moim zdaniem nie warto brać pod uwagę aut, które miały uszkodzony tył lub dostały „strzał” w bok auta no chyba, że było to bardzo delikatne uszkodzenie.
Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że naprawa tylnego pasa, tylnych błotników, podłogi czy też progów wymaga spawania, które rzadko kiedy jest wykonywane dobrze bo jest to po prostu mało opłacalne.
A nawet jeśli zostanie wykonane dobrze to chyba nie chcecie jeździć autem, które miało wspawaną ćwiartkę, albo jeszcze lepiej, połówkę, nie? No chyba, że chcecie…
Pozostając w temacie jakości napraw, to warto sprawdzić auto miernikiem lakieru. Nawet jeśli uszkodzeniu uległy tylko elementy „odkręcane” i były one wymienione, warto by były wymienione na wolne od wad, a nie takie które wcześniej zostały naprawione. Nie chcecie chyba dodatkowego dociążenia w postaci szpachli?
Zwróćcie też uwagę czy wymienione elementy są oryginalne, czy może zostały zastąpione tańszymi zamiennikami, oraz czy podczas wypadku wystrzeliło dużo poduszek powietrznych. Poduszki to dość ważne elementy dla bezpieczeństwa, a jednocześnie spore pole manewru w oszczędności dla „naprawiaczy”. Poza tym im mniej ingerowano w naprawę wnętrza, tym mniejsze prawdopodobieństwo że coś będzie potem trzeszczało.
Gdy już przeanalizujecie stopień uszkodzeń, które posiadało auto przed naprawą, skonfrontujcie to z ceną auta. Poszukajcie w ogłoszeniach europejskiego odpowiednika i porównajcie ich ceny. Jeżeli procentowo na aucie z USA oszczędność będzie niewielka, moim zdaniem taka inwestycja jest mało opłacalna i lepiej poszukać czegoś innego. Jeśli jednak oszczędność jest spora, a historia powypadkowa auta nie przysparza o ból głowy, warto rozważyć zakup takiego auta, zwłaszcza gdy jest ciekawą opcją pod względem silnika czy wyposażenia.
Coraz więcej jest też w sieci ogłoszeń aut sprowadzonych ze Stanów, uszkodzonych ale jeszcze nie naprawionych. Więc jeśli w swoich poszukiwaniach bierzesz pod uwagę auta ze Stanów to może zamiast ryzykować w to co do końca niewiadome, lepiej kupić i naprawić na własną rękę? Wtedy na pewno wiesz co kupujesz 🙂